-Naprawdę nie mam już pojęcia jak cię nazwać. Diablicą? A może Anielicą? Zawsze gdy Harry ma jakiś wypadek to ty tam jesteś.-powiedziała pani Pomfrey wstrzykując mu dożylnie jakieś leki. Nic nie odpowiedziałam. Przecież to było jasne,że nigdy bym mu nie pomogła.
-Słuchaj panienko Malfoy. Co jemu się stało,że do tej pory nie mogę go obudzić?-spytała.
-A co ja jestem?! Próbował rzucić na mnie jakieś zaklęcie, chybił. Odbiło się od zbroi i vola Potter leży...Lepiej on niż ja.-
-Czyli nie miałaś nic z tym wspólnego?
-Nie, jak pani może myśleć ,że fatygowałabym się by ten "złoty chłopiec" był w takim stanie.- słowa złoty chłopiec wymówiłam z pogardą. Gdybym ja się za to zabrała to by nikt już go nie uratował. On nawet tak łatwego zaklęcia nie umiał zrobić poprawnie. Pfff i on uchodzi czarnemu panu za każdym razem. Zaczął się budzić. Był osłabiony więc w końcu mogłam poszukać w jego umyśle ciekawych informacji. By nie było podejrzeń wyszłam z skrzydła szpitalnego i udałam się do mojego dominotorium. Zamknęłam się by mieć absolutny spokój i zaczęłam używać legilimencji na Potterze. Uspokoiłam się i skoncentrowałam. Zobaczyłam jego wspomnienia, myśli.
W tym momencie właśnie rozmawiał z tym swoim rudym przyjacielem. Jako ,że używałam legilimencji słyszałam co mówili nie będąc tam.
-Harry weź nawet nie pierdol.-zaczął Weasley
-Bo powiększysz rodzinę.-dodał Calario ze śmiechem.
-Ale ja mówię na poważnie....-bronił się.
-Dobra to każdy wie ,że w rankingu na najsexowniejszą dziewczynę w Hogwarcie zajmuje Malfoy.-powiedział Calario.
-Fakt, ale ona jest ślizgonką i nie spojrzy na żadnego z nas inaczej niż z pogardą.- dołączył się Thomas. Miał racje.
-Naprawdę z niej jest franca.
-Niebezpieczna i przebiegła.
-Niesamowicie sexi i żądna władzy.-powiedzieli wszyscy. Aha, spoko gryfoni fantazjonowali na mój temat. Gdybym o tym powiedziała Drakeowi to wszyscy wylądowali by w św,Mungu. Dobra Rozalie...szukaj czegoś istotnego a nie dziecinnych marzeń grupki debili. Po zobaczeniu naprawdę wielu rzeczy o których nie chciałam wiedzieć. Dotarłam do wspomnienia z dnia gdy Czarny Pan po raz pierwszy zaatakował.
Mały około roczny chłopiec zanosi się śmiechem w ramionach rudowłosej kobiety, obok niej stoi brunet w okrągłych okularach. Sprawiają wrażenie kochającej się rodziny. Po dokładniejszym przyjrzeniu się można było dostrzec ,że matka Pottera była w ciąży. Czyli miałby rodzeństwo... Zza oknem widnieje zakapturzona postać. Jednym ruchem ręki otwiera drzwi domu Potterów. Kobieta pobiegła z dzieckiem na górę. James Potter zasłonił sobą wejście na piętro. Serio? myślał, że da rade największemu czarnoksiężnikowi tych lat? I to jeszcze bez różdżki? Na brodę Merlina to było dziecinnie proste.
-Lily, zabierz Harrego i biegnij!!! To on!!-krzyczał. Jeden ruch ręką, szybkie wymówienie dwóch budzących grozę słów: Avada Kedavra, zielone światło...i James Potter pada martwy.Czarny Pan z uśmiechem wszedł na piętro. Drzwi do kryjówki matki z dzieckiem w mig stały przed nim otworem. Na widok Lorda Voldemorta położyła Harrego do łóżeczka oraz rozłożyła szeroko ręce. Jakby to mogło ją uratować....
-Tylko nie Harry!-krzyczała
-Odsuń się, durna szlamo.-warknął Riddle.
-Proszę miej litość...weź mnie zamiast niego...miej litość.-błagała nie mal na kolanach. Lord mógłby siłą ją odsunąć, ale po co jak mógł unieszkodliwić ich wszystkich. Zielone światło. Lily Potter padła martwa obok łóżeczka swojego rocznego syna. Maluch zaczął płakać, patrząc na to wszystko.Czego jak czego ale ryku małych dzieciaków Tom Riddle nie znosił najbardziej. Wycelował różdżkę w twarz dziecka. Chciał zobaczyć jak niszczy wybrańca.
-Avada Kedavra!-krzyknął. I nagle z stał się niczym...uciekł...musiał się ukryć z dala od tego denerwującego płaczu małego Pottera.
Wiedziałam już dlaczego on wtedy przeżył...Kluczem była miłość i poświęcenie. Jego matka uratowała go swoją miłością...to wyjaśniało dlaczego przeżył jako dzieciak, ale nie to jakim prawem żył do tej pory mając na karku Lorda Voldemorta i jego śmierciożerców. Musiałam dowiedzieć się dlaczego. I to nie dla Voldemorta. Przecież potęga Czarnego Pana słabła, i jak każdy umrze albo zostanie pokonany i zabity przez kogoś sprytniejszego,bystrzejszego, młodszego, szybszego. W każdym razie te rzeczy ,które robiłam to nie dla niego tylko na mój własny rachunek. Przecież jestem jedną z kolejnych dziedziców slytherina. I nie mogę być w cieniu kogoś kogo sława i cała reszta jest policzona co do dnia. Teraz dostrzegła ,że Potter może się sprzydać. W końcu był tak jakby tarczą obronną przed Voldemortem...Dowiem się na czym ta wyjątkowa nietykalność polega i sama ją zdobędę i nie będę musiała być jedną z pachołków Riddla. O nie! Ja marzę by rządzić a nie by komuś podlegać.
-Słuchaj panienko Malfoy. Co jemu się stało,że do tej pory nie mogę go obudzić?-spytała.
-A co ja jestem?! Próbował rzucić na mnie jakieś zaklęcie, chybił. Odbiło się od zbroi i vola Potter leży...Lepiej on niż ja.-
-Czyli nie miałaś nic z tym wspólnego?
-Nie, jak pani może myśleć ,że fatygowałabym się by ten "złoty chłopiec" był w takim stanie.- słowa złoty chłopiec wymówiłam z pogardą. Gdybym ja się za to zabrała to by nikt już go nie uratował. On nawet tak łatwego zaklęcia nie umiał zrobić poprawnie. Pfff i on uchodzi czarnemu panu za każdym razem. Zaczął się budzić. Był osłabiony więc w końcu mogłam poszukać w jego umyśle ciekawych informacji. By nie było podejrzeń wyszłam z skrzydła szpitalnego i udałam się do mojego dominotorium. Zamknęłam się by mieć absolutny spokój i zaczęłam używać legilimencji na Potterze. Uspokoiłam się i skoncentrowałam. Zobaczyłam jego wspomnienia, myśli.
W tym momencie właśnie rozmawiał z tym swoim rudym przyjacielem. Jako ,że używałam legilimencji słyszałam co mówili nie będąc tam.
-Harry weź nawet nie pierdol.-zaczął Weasley
-Bo powiększysz rodzinę.-dodał Calario ze śmiechem.
-Ale ja mówię na poważnie....-bronił się.
-Dobra to każdy wie ,że w rankingu na najsexowniejszą dziewczynę w Hogwarcie zajmuje Malfoy.-powiedział Calario.
-Fakt, ale ona jest ślizgonką i nie spojrzy na żadnego z nas inaczej niż z pogardą.- dołączył się Thomas. Miał racje.
-Naprawdę z niej jest franca.
-Niebezpieczna i przebiegła.
-Niesamowicie sexi i żądna władzy.-powiedzieli wszyscy. Aha, spoko gryfoni fantazjonowali na mój temat. Gdybym o tym powiedziała Drakeowi to wszyscy wylądowali by w św,Mungu. Dobra Rozalie...szukaj czegoś istotnego a nie dziecinnych marzeń grupki debili. Po zobaczeniu naprawdę wielu rzeczy o których nie chciałam wiedzieć. Dotarłam do wspomnienia z dnia gdy Czarny Pan po raz pierwszy zaatakował.
Mały około roczny chłopiec zanosi się śmiechem w ramionach rudowłosej kobiety, obok niej stoi brunet w okrągłych okularach. Sprawiają wrażenie kochającej się rodziny. Po dokładniejszym przyjrzeniu się można było dostrzec ,że matka Pottera była w ciąży. Czyli miałby rodzeństwo... Zza oknem widnieje zakapturzona postać. Jednym ruchem ręki otwiera drzwi domu Potterów. Kobieta pobiegła z dzieckiem na górę. James Potter zasłonił sobą wejście na piętro. Serio? myślał, że da rade największemu czarnoksiężnikowi tych lat? I to jeszcze bez różdżki? Na brodę Merlina to było dziecinnie proste.
-Lily, zabierz Harrego i biegnij!!! To on!!-krzyczał. Jeden ruch ręką, szybkie wymówienie dwóch budzących grozę słów: Avada Kedavra, zielone światło...i James Potter pada martwy.Czarny Pan z uśmiechem wszedł na piętro. Drzwi do kryjówki matki z dzieckiem w mig stały przed nim otworem. Na widok Lorda Voldemorta położyła Harrego do łóżeczka oraz rozłożyła szeroko ręce. Jakby to mogło ją uratować....
-Tylko nie Harry!-krzyczała
-Odsuń się, durna szlamo.-warknął Riddle.
-Proszę miej litość...weź mnie zamiast niego...miej litość.-błagała nie mal na kolanach. Lord mógłby siłą ją odsunąć, ale po co jak mógł unieszkodliwić ich wszystkich. Zielone światło. Lily Potter padła martwa obok łóżeczka swojego rocznego syna. Maluch zaczął płakać, patrząc na to wszystko.Czego jak czego ale ryku małych dzieciaków Tom Riddle nie znosił najbardziej. Wycelował różdżkę w twarz dziecka. Chciał zobaczyć jak niszczy wybrańca.
-Avada Kedavra!-krzyknął. I nagle z stał się niczym...uciekł...musiał się ukryć z dala od tego denerwującego płaczu małego Pottera.
Wiedziałam już dlaczego on wtedy przeżył...Kluczem była miłość i poświęcenie. Jego matka uratowała go swoją miłością...to wyjaśniało dlaczego przeżył jako dzieciak, ale nie to jakim prawem żył do tej pory mając na karku Lorda Voldemorta i jego śmierciożerców. Musiałam dowiedzieć się dlaczego. I to nie dla Voldemorta. Przecież potęga Czarnego Pana słabła, i jak każdy umrze albo zostanie pokonany i zabity przez kogoś sprytniejszego,bystrzejszego, młodszego, szybszego. W każdym razie te rzeczy ,które robiłam to nie dla niego tylko na mój własny rachunek. Przecież jestem jedną z kolejnych dziedziców slytherina. I nie mogę być w cieniu kogoś kogo sława i cała reszta jest policzona co do dnia. Teraz dostrzegła ,że Potter może się sprzydać. W końcu był tak jakby tarczą obronną przed Voldemortem...Dowiem się na czym ta wyjątkowa nietykalność polega i sama ją zdobędę i nie będę musiała być jedną z pachołków Riddla. O nie! Ja marzę by rządzić a nie by komuś podlegać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz