czwartek, 1 maja 2014

Zakupy, najlepsze na wszystko


 -Hmm, serio uważasz ,że się w to zmieszczę?-sięgnęłam po ozdobiony cekinami obcisły top , który wisiał na wieszaku pokazanym mi przez Astorię.
-Przepraszam bardzo,-usłyszałyśmy czyjś głos -Właśnie chciałam...Oooch to wy!- top zniknął z wieszaka a zamiast niego pojawiła się burza czarnych włosów i dobrze nam znana buźka.
-Pansy!-zawołałam i razem z Tori spojrzałyśmy na dźwigane przez nią pakunki. -Cześć ,też wpadłaś w zakupowy wir?-dodała Tori.
-No jasne, przecież jutro przyjeżdżamy do Rozalie, i muszę jakoś wyglądać jeśli kręcą się tam mraśne ciacha.- odparła nam z uśmiechem. Uniosłam pytająco brew, od kiedy ona używa tak obciachowego słownictwa?! Mraśne? No na brodę Merlina.
-Hej powiedźcie jak mi w tym kolorze?- przyłożyła do siebie okropnie jaskrawą bluzkę. Spojrzałyśmy z Tori po sobie.
-Cudownie.-odparła Astoria
-Masakrycznie.-podsumowałam
-Wielkie dzięki za pomoc-prychnęła -Milicenta miała mi pomagać ale gdzieś mi pomknęła... Z resztą to ostatnio jest jakaś dziwna-
-Bo ma problem..-odparłam przeglądając spódniczki. -Chodzi o to...phy nikomu nie powinnam tego mówić.-dodałam uważnie przypatrując się czarnej mini.
-Ale nam chyba powiesz?- spytały z uśmiechem.
-No jasne....- i zaczęłam im opowiadać historię MIlicenty -...i jak sądzę o to właśnie chodzi, i dlatego ostatnio jest taka dziwna.-dokończyłam biorąc tą piękną czarną spódniczkę z wieszaka.
-Ciężko w to uwierzyć..-jęknęła Tori -Przecież oni od zawsze byli razem.-przechodząc obok wieszaka w poszukiwaniu ubrań. 
-Powiedz coś ,czego nie wiem.-odparłam podchodząc i również przeglądając kolejne ubrania -Ona sądzi ,że on znalazł sobie inną.-dodałam. 
-Daj spokój Rozalie.-wtrąciła Pansy. -Ok, wszystko rozumiem. Marcus jest silny, fajny, jest kapitanem drużyny ale no sorry za przystojny to on nie jest.
-No raczej. Ale i tak Milicenta to cholernie przeżywa.-złapałam kolejną część garderoby. 
-Czy ja dobrze słyszę, że ślizgonki obgadują swoją przyjaciółeczkę.- Odwróciłam się na pięcie i stanęłam twarzą w twarz z Granger trzymającą jakąś bluzkę. 
-A czy ja dobrze widzę ,że szlama przebywa w markowym sklepie?-odparłam -A po za tym to od kiedy ciebie stać wiewióro na tak ekskluzywne ubrania?-dodałam z wrednym uśmiechem.
-Dla waszej wiadomości właśnie szłam się spytać ile ta bluza kosztuje.-prychnęła
-1200 galeonów-odparła ekspiedentka za lady.
-ty-ty-tysiąc dwieście galeonów?-jąkała się.
-Ooo mają chyba promocje.- uśmiechnęłam się -Cóż jak widzisz Granger to nie jest sklep dla biednych, a szczególnie szlam.- powiedziałam wyciągając swoje galeony i płacąc należność za dość dużą ilość ubrań. Wychodząc ze sklepu uśmiechnęłam się do Pansy i Astori.
-Do zobaczenia u mnie jutro. Papatki.-  

środa, 30 kwietnia 2014

Mini groźba...

Znudzona wszechtobylskim towarzystwem udałam się na choćby krótką chwilę spokoju i samotności do labiryntu, po którym często przechadzały się pawie. Tak, mamy pawie, jakiś problem? Cholera ostatnio nie jestem sobą. Dobra od tygodnia uczę się wszystkiego od Czarnego Pana, oprócz mnie uczy też resztę dzieciaków śmierciożerców...czy to nie będzie z mojej strony zbyt zuchwałe jak napomnę ,że bije tych gości na głowę? Tak, będzie i co z tego? Jestem Czystej Krwi i mogę być do cholery tak bardzo zuchwała jak mi się podoba...Nie wiadomo czemu ale podczas tej samotnej przechadzki zaczęłam rozmyślać o swoich korzeniach. Jak wiadomo Malfoyowie-czyli my to od wieków rodzina Czystej Krwi. Ze strony mojej mamy Narcyzy z domu Black, również utrzymywano ,że Czysta Krew jest najważniejsze...to jakim cudem Andromeda -siostra mojej mamy i cioci Belli (nawiasem mówiąc wydziedziczona) mogła wyjść za szlamę?! Szok, wstyd i hańba po całej linii... nie dziwię się ,że one nie chcą ani o niej słyszeć ani tym bardziej mówić. Usiadłam na ławce i patrzyłam się na przechadzające się pawie. Heh, mój charakterek w połączeniu z umiłowaniem do piękna daje pewną cząstkę mnie..Tak pewną cząstkę. Nie wierzę jak można nie zauważyć ,że ja mam co najmniej kilka masek, które zakładam odpowiednio do sytuacji.
-Jak może być aż tyle przepychu w jednym miejscu?-usłyszałam czyjś głos za ściany zieleni. No świetnie ja to mam szczęście zawsze jestem świadkiem czyiś pogawędek, może powinnam pójść w ślady Rity Skeeter? Nie no to był sarkazm.
-Co się dziwisz Aurelio, to jest Malfoy Manor.-odparł drugi głos.
-Masz racje, cieszę się ,że tata wziął nas ze sobą do pracy tu jest cudnie Arctusie.-odparła dziewczyna.-Możesz mi powiedzieć czemu włóczymy się po labiryncie? Co jak się zgubimy?-
-Nie bądź durna. A jesteśmy tu dlatego że tata kazał nam nakarmic te pawie Malfoyów.
-Nie uważasz ,że to dziwne ,że jak dotąd nie spotkaliśmy żadnego z Malfoyów?
-Aurelie....przecież widujemy ich w Hogwarcie to ta dwójka platynowych blondasków najgroźniejszych ze Slytherinu. A po za tym każdy wredny czarodziej był w Slytherinie..
Taaa a reszta nam służy,więc no sorry wredność się opłaca. Jak nic to pewnie są Gryfoni albo Puchoni, tylko oni są tacy głupi. 
-Ekhm, a wy to niby kto?-odezwałam się
-Aurelia i Arctus Lome, a ty?
Trzymajcie mnie, bo zaraz pęknę ze śmiechu ,kto daje swoim dzieciom takie idiotyczne imiona?Śmiejąc się poszłam w kierunku gdzie oni byli...
-Hmm jak to słusznie określiliście najgroźniejszą osóbką z domu węża.-oparłam się o żywopłot.
-Ty jesteś Rozalie?
-Yhym. Jak widać na załączonym obrazku. A tak z innej beki, to od kiedy służba może tu sprowadzać swoje dzieciary?-bawiłam się swoją różdżką.-A po za tym wiecie ,że nie wolno wam nawet ze mną rozmawiać, bo moi starsi mogą zwolnić waszego starego..-
Przełknęli ślinę. Uśmiechnęłam się ironicznie...
-Spokojnie, nie powiem moim starszym o tej pogawędce. A wy to niby ,który dom?
-Gryffindor.
-Phy, tak jak myślałam..-prychnęłam -Nara!-odeszłam bo, jak już co nie którym wiadomo z gryfonami nie rozmawiam.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Lord Voldemort -Pan ciemności.

Ledwo wyszłam z łazienki, a już zostałam poinformowana przez służbę,że wszyscy mają zjawić w jadalni, posłusznie więc zeszłam na dół. Zajęłam sobie miejsce obok rodziców. Wszystkie miejsca przy stole były zajęte, oprócz jednego u samego szczytu. Rozejrzałam się po innych przebywających w jadalni. Na twarzach większości kryła się nie pewność z małą odrobiną strachu. Draco siedział po lewej stronie ojca ,a ja po prawej stronie matki. Wszyscy wyglądali jakby siedzieli na szpilkach. Cóż musieli słyszeć wczorajsze informacje z radia. Nagle drzwi do jadalni otworzyły się z hukiem nikt, oprócz mnie nie odważył się podnieść wzroku na przybysza. Był to mężczyzna szczupły, o ziemistej cerze, pozbawiony nosa oraz włosów, jego oczy jarzyły się czerwienią. Na jego barkach zwisał wijący się wąż. Nie było wątpliwości. Tak to był on. Czarny Pan naprawdę powrócił. Nie mogłam powstrzymać ciekawości i nie spuszczałam wzroku jak pozostali gdy kroczył do wolnego miejsca. To on największy czarnoksiężnik ,który zgłębił do sedna czarną magię. Usiadł u szczytu stołu. Otwarł cienką szparę, która była jego ustami i nienaturalnie wysokim głosem jak na mężczyznę powiedział
-Może mi to ,ktoś wytłumaczyć?!-
-Panie...-zaczęła ciocia Bellatrix.
-Milcz!!!- podniósł głos, a jego wąż zaczął pełzać po stole -Shadowowie...jakim prawem ujawnili się przed wcześnie?!-  syczał tonem od którego przeszedł mnie dreszcz. -Dla takich jak oni słabych nie ma miejsca w moich szeregach. Słabeusze, dali się złapać i jeszcze się przyznali. Pożałują tej zdrady.- Spojrzał po wszystkich. Tylko ja miałam uniesioną głowę.
-Co jest? Czyżby nikt oprócz jednej osoby, która nawet jeszcze nie jest śmierciożercą nie miał odwagi spojrzeć na mnie?- jego wąż nagle zatrzymał się przed mną..
-Panie...-ktoś wyjąknął 
-Panie. Co Panie?-przedrzeźniał go Voldemort.  Wąż zasyczał do mnie parę razy. Zdziwiona odkryłam ,że rozumiem co ona do mnie mówi.
"Głodna jestem"
"Jak chcesz to możesz zjeść dwie szlamy ze służby."odparłam nie świadoma ,że mówię w języku węży.
"Dziękuję, za pozwolenie"
"Nie dziękuj, nie masz za co" odparłam. Nagini popełzała do Lorda oplotła mu się naokoło ramienia.
-Co mówisz Nagini? Że jest tu osoba, która również ma tak rzadki a jakże szacowny dar porozumiewania się z wężami?-pogłaskał węża. Po czym wstał i powiedział -Podejdź tu dziecko.- patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem. Przełknęłam ślinę, tak może trochę się go boję, ale wiem ,że nigdy nie należy okazywać strachu. Przełknęłam ślinę i podeszłam. Zrzucił kogoś z krzesła ,które ktoś zajmował obok niego i dodał -Proszę, usiądź.- posłusznie usiadłam, on również zajął miejsce.
-Hmm wyczuwam w tobie olbrzymią moc, pragnienie władzy, czysta krew pomoże ci to osiągnąć, ooo młoda jesteś a już potrafisz skutecznie rzucać klątwy Cruciatus i Imperius...masz potencjał, takich osób potrzebuję w moich szeregach. Powiedz moja droga co ty na to bym osobiście cię nauczył wszystkiego co umiem.- Mój dotychczasowy niepokój znikł pojawiło się zdumienie i radość. On największy czarodziej na świecie chce mnie nauczyć wszystkiego co sam umie. Ja nie mogę co za zaszczyt.
-To będzie dla mnie zaszczyt, panie.- odpowiedziałam. Przyrzekam ,że  jakże  ponury dotąd Lord lekko się rozchmurzył.
-Widzę też ,że dzielisz też ze mną zdolność legilemencji....- Skąd on do cholery to wszystko o mnie wiedział.
-Cóż tylko pozazdrościć  wam Lucjuszu i Narcyzo takiego zdolnego potomstwa.- rodzice lekko się uśmiechnęli. 

sobota, 26 kwietnia 2014

Nowe informacje

Zgasiłam wszystkie światła w pokoju i położyłam się do łóżka u moich stóp położył się mój kot, którego kupiłam sobie jakieś cztery miesiące temu. To był dość długi dzień i marzyłam tylko o tym by móc w końcu iść spać. Gdy już prawie usypiałam za ściany ,tam gdzie jest pokój Draco słychać było dość głośną rozmowę. No nie. Ja go kiedyś zabiję! Przycisnęłam sobie poduszkę do głowy. K***a nic to nie dało. Podniosłam się z łóżka, chwyciłam moją różdżkę i książkę pod tytułem "Niemy krzyk" otwarłam ją i zaczęłam czytać tam gdzie skończyłam ostatnio. Byłam pochłonięta światem, który w tej książce powstał gdy za ściany doleciało do mnie pytanie ,które ktoś zadał Draconowi.
-Draco jak to jest mieć siostrę.
-Normalnie, mamy ze sobą różne odpały, mimo że jesteśmy bliźniakami to trochę się różnimy.
-Przed wszystkim płcią.-rzucił ktoś kto z nim rozmawiał.
-Tym też...ale ona jest od mnie bardziej zdecydowana, częściej osiąga swój cel i to zawsze.
-Yhy, czyli pod sumuwując ambitna, blondynka, sprytna jak mało kto, umie postawić na swoim, jest tajemnicza, ma piękne oczy, i jak ktoś jej się narazi to umie sprawić by go zabolało...na brodę Merlina to daje sexowną osóbkę . Chłopaki lecę na nią jak szczerbaty na suchary.
-Spokojnie Jasper, bo zaraz zabrudzisz Dracowi ścianę na biało.-śmiech należał do co najmniej czternastu chłopaków.
-I tak nie poruchasz...
-Sorry, chłopaki ale nie radzę wam być nachalnymi do niej. Znacie Shadows'a, jest ona dla niego kimś duuuużo więcej niż przyjaciółką. -poinformował ich Draco. 
-Shadow? To ten co musiał przenieść się do Durmstagu, z powodu jego zachowania?
-Tak, a wszystko, dlatego że on w przeciwieństwie do reszty nas nie dopiekał im tylko ich ...-nie usłyszałam co chciał powiedzieć, bo moją uwagę przykuł komunikat z radia... Podkręciłam trochę głośność.
"W Enake w hrabstwie Devon, zamordowano czteroosobową rodzinę mugoli, najprawdopodobniej użyto na nich klątwy Cruciatus, a potem uśmiercono za pomocą zaklęcia uśmiercającego. Czarodziei za to odpowiedzialnych pochwycono godzinę po dokonanym mordzie. Co jest naprawdę szokujące udział w tym brał 15 letni uczeń Durmstagu. Pozostałe dwie osoby, to dorośli czarodzieje na których ramionach znaleziono wyraźny mroczny znak, co wskazuje na to ,że są to zwolennicy Sami-Wiecie-Kogo. Czy ten śmiertelny atak na mugoli, ma nam zasygnalizować ,że jednak ON powraca, czy była to tylko okrutna zabawa zwolenników idei wytępienia mugoli. Ich tożsamość jeszcze nie została ustalona. Nasi anonimowi ,być może śmierciożercy zostaną w najbliższym czasie postawieni przed sądem. Na razie znajdują się w Azkabanie do rozprawy." Wyłączyłam radio, spojrzałam na mojego kota, pogłaskałam go i szepnęłam
-Mam silne przeczucia ,że to Drake i jego rodzice...tylko jak oni mogli dać się złapać...phy idioci.-
Tak owszem nadal lubiłam Drake ,mimo że to kompletny idiota...jak mógł dać wywalić się z Hogwartu, a teraz razem ze swoimi starszymi dać się złapać? Teraz dostrzegałam jego głupotę...ja pierdole ,jak ja mogłam z nim kiedykolwiek chodzić? Teraz się nie dziwię ,że Czarny Pan dawał im prostą robotę. Heh, ci niby czysto krwiści,ale jakoś bez pozycji i majątku. Kpina. Nagle zza ściany   dobiegł mnie huk jakby zrzucono coś ciężkiego. Przewróciłam oczami. Machnęłam różdżką wyczaruwując mojego patronusa -czarną panterę. Kazałam by przekazała im "Zamknijcie się idioci z łaski swej, bo nie którzy czyli ja próbują spać. A tak na marginesie, co zepsułeś Wielki Debilu?!"
To ostatnie było najnowszym przezwiskiem na mojego brata ,którego używałam odkąd dowiedziałam się o nim i wybrańcu.
Za niedługo przyszła odpowiedź od Dracona, również wysłał mi ją przez swojego patronusa -smoka.
"Oooo ale wkurz, słyszałaś info w radiu? A po za tym to właśnie radio spadło. A to "Wielki Debilu" do kogo było?"
"Jasne ,że do ciebie. A i tak słyszałam jak można tak szybko dać się złapać?" odpowiedziałam.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Goście...W cholerę dużo gości.

Ledwo wysiedliśmy z limuzyny, naturalnie kufry do noszenia zostawiliśmy służbie,a pobiegliśmy pierwsze co z Draconem to przywitać się z rodzicami, którzy czekali na nas przed domem. Przytulili nas. Ojciec szepnął nam do nas tak by służba tego nie usłyszała
-Czarny Pan powrócił.- spojrzałam na mamę, która potwierdzająco skinęła głową.
-I on, to znaczy Czarny Pan tu jest?-spytałam szeptem.
-Nie, jeszcze nie. Ale jego najwierniejsi się już zebrali z swoimi dziećmi...-odparła mi mama. Uniosłam brew, bałam się ,że mama wróci do tematu z przed paru dni.
-Jest tu dużo przystojnych chłopców z dobrych rodów...-dodała mrugając do mnie.
-Mamo....-jęknęłam przewracając oczami -Ja wcale nie potrzebuję chłopaka.-syknęłam.
-Nie denerwuj się Rozalie, mama tylko się z tobą droczy. Jestem pewny ,że ty aż nie możesz odpędzić się od chłopców.-pogłaskał mnie po głowie tata.Spojrzał na służbę oparł się na swojej ponad 18 calowej różdżce z głową węża i powiedział 
-Na co wy czekacie? Nie płacę wam za przysłuchiwanie się rodzinnym rozmowom. Już zanieście kufry dzieciaków do ich pokoi i możecie iść do swojego domu dla pracowników. Jak będziemy was potrzebować to damy znać.- a my ruszyliśmy do naszej villi. Rodzice chcieli nas przedstawić swoimi znajomym. Weszliśmy do naszej jadalni ,która była zapełniona jak podczas jednego z przyjęć mamy. Gdziekolwiek nie spojrzeć wszędzie stali czarodzieje i czarownice rozmawiający ze sobą. Zauwarzyłam ,że salon i naszą plazmę i playstations okupuje co najmniej kilku chłopców. Zagryzłam wargę oby tylko nie skasowali mojego wyniku w jednej grze. Tak jestem dziewczyną i tak czasami gram w gry, problem?  Z salonu nagle teraz dobiegł okrzyk chłopców jakby wygrali mecz quiddicha. Rodzice stanęli z nami tak by wszyscy mogli nas widzieć. Położyli nam na ramionach ręce. Ja nie mogę zupełnie jak do portretu, który malowano nam rok temu. 
-Drodzy przyjaciele, ja i Narcyza pragniemy przedstawić wam nasze najukochańsze pociechy.
Dracon Lucjusz i Rozalie Safona.- powiedział tata uśmiechając się do wszystkich. Zgromadzeni odwzajemnili uśmiech rodziców oraz mój i Dracona, które szczerze były z lekka zakłopotane. W przejściu prowadzcym do salonu, stali goście w naszym wieku przypatrując nam się. Merlinie dlaczego to muszą być sami chłopcy?! Ani jednej dziewczyny, matko z kim będę gadać o najnowszych trendach? Chyba z Tori ,która odwiedzi mnie w drugim miesiącu wakacji.
Nale podeszła do nas jakaś czarownica w mocno oldscolowym stroju. Włosy miała na stroszone jakby ją właśnie piorun trafił, jej paznokcie przypominały szpony w dodatku w obrzydliwej żółci.
-Rozalie, Draco. Jak ja was dawno nie widziałam ,ale wyrośliście.- uściskała nas.
-A stylisty to chyba jeszcze dłużej, co nie?-mruknęłam szeptem. Niestety mama to dosłyszała i spojrzała na mnie ostrzegawczo. I tak co chwilę podchodził ktoś, by palnąć głupią formułkę "Jak wy wyrośliście". Należyte przywitanie gości jak to nazwali nasi rodzice trochę nam zajęło, w końcu kazali nam iść zapoznać się z naszymi rówieśnikami, którzy grają w salonie. Więc udaliśmy się z Draco do salonu. Wszyscy otoczyli dwójkę chłopaków, którzy próbowali pobić rekord.
-No ja pierdolę!-zezłościł się wysoki długowłosy blondyn -Ciekawe kto to jest ten Roz, za cholerę nie  da się pobić jego rekordu.- przeczesał swoje długie włosy. Draco się roześmiał. Wszyscy spojrzeli na niego zginającego się w pół ze śmiechu i na mnie opierającą się o ścianę i patrzącą się na nich z obojętnością.
-Hahaha chłopaki, po pierwsze Roz to nie on tylko ona i to moja siostra. Jak pewnie zauważyliście  nie da się wcisnąć "A".-wskazał na mnie. Chłopcy popatrzyli po sobie, byli w szoku, że nie mogą pobić rekordu dziewczyny.
-Szacun, blondi. Często grasz?-spytał szatyn siedzący obok blondyna i trzymający drugi kontroler. 
-Nie. Tylko jak mi się aż tak nudzi ,że nie chcę mi się iść popływać.- wzruszyłam ramionami. Zrobili nam miejsce na sofie . 
-Wy jesteście Rozalie i Draco, tak?- spytał blondyn ,który nie mógł pobić mojego rekordu. 
-Tak.-odparł Draco.
-Ile macie lat?-spytał jakiś brunet opierający się o oparcie sofy.
-Po 15, niedawno mieliśmy urodziny.-odparłam, przyglądając im się. Cóż mama miała racje, są nawet więcej niż nieźli.
-Bliźniaki?
-Yhym,
-Miło was poznać, ja jestem Jasper .-oznajmił ten blondyn od pobijania rekordu.
-No siema Jasper.-mrugnęłam do niego. Uśmiechnął się. 
-Almeras, Bruce, Jaden, Igor, Nataniel, Axel, Leo, Armin, Paul, Jason, Roger,Gabriel i Sean.- przedstawili się kolejno. Uśmiechnęłam się do nich. 
-Jak się wam podoba nasza rezydencja Malfoy Manor?-spytałam głosem, którego zawsze używałam przy obcych.
-Wymiata...ludzie nie sądziłem ,że ktoś może mieć taką ilość gier.- powiedział szatyn -Roger.
Merlinie, czy oni tylko o grach potrafią gadać? Jakby czytał mi w myślach Jasper odparł
-Co tam gry, jak tyle jest tu zajebistości. Boisko do quiddicha, labirynt na tyłach, basen.. no i jak się okazuje właściciele tego. -uśmiechnął się. Z tyłu ktoś znacząco chrząknął ,a ktoś inny próbował zamaskować kaszlnięciem swoje słowa "I tak nie poruchasz."  Nagle odezwała  się moja komórka tak używam tego mugolskiego wynalazku i po całym salonie rozległo się "I want the bad boy" Wyjęłam moją komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. No tak nieznany numer. Z ciekawości odebrałam wchodząc do biblioteki,obok salonu.
"Hallo?"
"Część Roze, tu Pansy.Zmieniłam numer bo jakiś ciota do mnie ciągle wydzwaniał, ale nie po to do ciebie dzwonie, mam niezłe ploty.." Eh ta, Pansy. 
"No dajesz te hot plotę, potem ja ci powiem co a raczej kogo zastałam w domu."
"Potter jest gejem" No wow, serio? Wiem to od dawna.
"Nieźle, no to mamy z czego się na bijać z niego we wrześniu." zaśmiałam się.
"No, gejasek ratująący durne szlamy, pękam ze śmiechu. Teraz ty.."
"Nie uwierzysz, u mnie w rezydenci goszczą przyjaciele moich starszych wraz ze swoimi dzieciakami, teraz uważaj są to sami chłopcy, a do tego jakie ciacha...normalnie mrauuu."
"Zazdro, a do mnie przyjechała głupia kuzyneczka. Chcę do ciebie"
Zaśmiałam się. 
"A wracając do tematu gejowatego, jego partnerem jest pewnie rudzielec." powiedziałam próbując wybadać czy wie ,że tak na serio to mój brat z nim chodzi.
"Może...bosz to ohydne."
"No racja, rudy nie zdobędzie dziewczyny, a nawet chłopaka."
"A naprawdę są sexy ci chłopcy?" spytała odnośnie do moich gości.
"Dziewczyno, wszyscy mają długie włosy, ubrania z najwyższej półki i jakiś taki błask w oczaach" miałam szczerą nadzieję ,że nikt nie podsłuchuje mojej gadki z Pansy, bo jakoś dziwnie było cicho . Z salonu nie dochodził żaden hałas.
"A Draco?"
"Co Draco?" spytałam podchodząc do okna.
"Czemu był taki jakiś dziwny dzisiaj?"
"Nie wiem, jestem jego bliźniaczką a nie niańką."
"Roza, jak myślisz mam u niego szansę?" spytała ni z gruszki ni z pietruszki. Taa jasne ,jeśli zmienisz płeć..pomyślałam.
"No nie wiem Pansy" otwarłam drzwi do biblioteki , przeszłam przez salon "Mówię ci to bo jesteś moją BFF i pliss nie załamuj się ale no raczej odpowiedź brzmi nie." Uchwyciłam wzrok Dracona, który spytał gdy zakryłam ręką głośnik komórki.
-Pansy? Tori?
-Pansy-odparłam przykładając sobie telefon do ucha.
"Heh, dzięki ,że jesteś ze mną szczera. A tak na serio to kiedy cię mogę odwiedzić?"
"Kiedy chcesz, tylko błagam cię nie zabieraj wiesz czego, bo moi starsi mogliby pomyśleć ,że ja też to robię a wtedy dali by mi szlaban na komórkę, a wiesz dobrze ,że ja się nigdy z nią nie rozstaje."
"Okejka, no to papatki. Lecę, bo jedziemy do parku rozrywki."
"Aha, papatki." rozłączyłam się. Chowając komórkę do kieszeni, zauważyłam uśmiech brata.
-Co siostra dłużej gadać się nie dało?-spytał
-Dałoby się gdyby kasa na fonie mi się nie skończyła.-odparłam. Zachichotał. Spiorunowałam go wzrokiem. To wcale nie jest śmieszne, tylko tragiczne.
-Kilku naszych znajomych chciało bym podał twój numer...
-Ta...chyba buta.-odparłam zanim dokończył. Ciocia Bella ,która teraz weszła do salonu zobaczyć co robimy. Parsknęła śmiechem.
-Roze, Roze twoje teksty mnie rozwalają...Poznaliście już swoich rówieśników?-
-Tak, ciociu.-odparłam
-Przyznasz ,że co nie którzy są całkiem odpowiedni-szepnęła mi do ucha. No ja pierdolę! Jak nie mama to ciocia.
-Tak, są fajnie. Nie, nie zamierzam z żadnym flirtować.-odpowiedziałam również szeptem.
-Och Rozalie, za tydzień powiesz całkiem inaczej i wyszła.    

Nareszcie powrót do Malfoy Manor

Nadszedł w końcu koniec roku. Wszyscy na stołówce byli podekscytowani, każdy wymieniał jakie ma plany na wakacje. Dla nie których to był ostatni rok, więc żegnali się z swoimi młodszymi kolegami i koleżankami. Każdy był w dobrym humorze. Po śniadaniu mieliśmy wrócić do domów.
Po jakże co rocznym przynudzaniu stary Dumbledore w końcu raczył podać kto wygrał puchar domów.
-A puchar domów z największą liczbą punktów zdobywa SLYTHERIN!!!- Z radości zaczęliśmy śpiewać  jedną z zwrotek piosenki, którą uważaliśmy za swój hymn. 
"Jesteśmy ślizgonami"
Widzisz nas rozwalających innych, by odnieść sukces 
Widzisz nas jako czarodziei, którzy pragną więcej niż potrzebują 
Co z tego że jesteśmy chytrzy? 
Co z tego że jesteśmy ambitni? 
Mamy w sobie płomień 
Mamy ślizgońską dumę 
Mamy ślizgońską dumę 
Jeżeli zwyciężcy, to tylko i wyłącznie my  
Jeżeli nie możesz nas dogonić, zostawimy cię rozpadającego się w pył " 

Z zasłużoną wyższością spojrzeliśmy po innych stolikach. Ku naszemu zdumieniu od stołu gryfonów dało się słyszeć
"Co z tego ,że oszukiwaliśmy?
Co z tego,że kłamaliśmy?
Mamy ślizgońską dumę...." okropnie fałszowali. Już się podnosiłam z miejsca by zamknąć im usta dobrą ripostą, gdy dyrektor, po raz pierwszy spojrzał gniewnie na gryfonów.
-To nie było zbyt szlachetne...kto jak kto ale dom lwa powinien mieć te cechę...-oznajmił.
Z ironicznym uśmiechem mruknęłam tak by gryfoni mnie dosłyszeli
-Co się dziwić jak tam w większości są same szlamy?
Nasz stół wybuch donośnym śmiechem. Dumbledore posłał nam ostrzegawcze spojrzenie i życzył nam dobrego śniadania oraz miłej podróży do domów.
Nie mogłam się powstrzymać od sarkazmu ,gdy zauważyłam zbliżające się do naszego stolika tzw "Golden Trio" Ble...od samego paczenia na nich było mi nie dobrze...przeniosłam wzrok na mojego bliźniaka. Mój wzrok przykuło coś na jego szyi ledwo widoczne z nad kołnierza. Zwęziłam oczy by się temu przyjrzeć....Merliuie, Salazarze Slytherinie....to była malinka...najprawdopodobniej zrobiona przez bliznowatego...potrójne blee. Blee .blee i jeszcze raz blee. 
-Ocho obrońcy uciśnionych idą...zrobić im przejście.-
Rudzielec prychnął na mnie gdy przechodzili obok.
-Ble, Weasley weź może nie rozsiewaj swojego ygr...co będzie jak się zarażę?-Blaise, który siedział obok mnie ryknął śmiechem.
-Co masz na myśli mówiąc ygr, wiesz Ron nie mówi po trolowskiemu.-odparła mu Granger.
-To nie było po trolowskiemu panno przemądrzała, to był kaszel. I chodziło mi o jego baaardzo niski status.
-To ci nie grozi,by być jak Ron musiałbyś mieć serce. A jak wiadomo ty i oni..-wskazała na większość ślizgonów -go nie mają.-
-Stul twarz szlamo, i znikaj stąd!-wtrąciła się Pansy.
Po śniadaniu udaliśmy się do powozów,które miały nas zawieźć  do stacji Hogsmeade. Cóż podróży nie będę opisywać bo była nudna, a ja zmęczona więc ją przespałam. 

Gdy mieliśmy wysiadać obudził mnie Draco, kufer zostanie wyniesiony przez pracowników naszych rodziców. Przeciśnięcie się do wyjścia było dość trudne, gdy wszyscy inni mają ten sam cel. Gdy w końcu udało nam się wydostać, ktoś pociągnął w mnie opary będące parę metrów od expresu Hogwart. Natychmiast wyciągnęłam różdżkę. Zastanawiałam się co za diabeł odciągnął mnie od mojego brata. Opary w końcu opadły, a ja ujrzałam w pełnej krasie trójkę chłopaków, ubranych zgodnie z najnowszymi trendami w świecie mugoli. Przyjrzałam im się dokładnie. Nie należeli do najbrzydszych, dwaj bruneci jeden o zielonych, drugi szarych oczach i jeden szatyn z brązowymi oczami wszyscy w długich włosach. Nie powiem nie którzy chłopcy w długich włosach mi się podobali....
-Rozalie-odezwał się szarooki. Wtedy skojarzyłam fakty i tym bardziej nie opuszczałam różdżki. To byli oni ci co zaledwie paręnaście godzin temu na mnie napadli. Uniosłam brew i przybrałam postawę mówiącą "Czego, szlamy?''
-My to znaczy wiemy ,że ty pewnie nie wiesz nawet jak mamy na imię...-podrapał się w tył głowy szarooki.
-Ja jestem Luke, a to Oliver i Rick...i my chcieliśmy cię przeprosić.-dodał drugi brunet, ten który miał okazje posmakować mojego cruciatusa.
-Za dużo wypiliśmy tej cholernej whisky...a ty jesteś osóbką która zawsze nas intrygowała i po pijaku...jprdl jaki wstyd teraz o tym mówić i patrząc w te jej niebieskie oczy.-te ostatnie słowa brunet o imieniu Oliver szepnął do swoich przyjaciół spuszczając głowę. Ja stałam wysłuchując ich przeprosin, obserwowałam ich postawę mama zawsze powtarzała ,że mowa ciała dużo mówi.
-Na Merlina, odbiło nam przez tą zasraną whisky, owszem interesujesz nas w ten sposób-Brunet ,który przedstawił się jako Luke uśmiechnął się mówiąc fragment o podobaniu się. -.. ale na trzeźwiaka żaden z nas by się nie posunął do próby molestowania cię. -dokończył.
-I twoja obrona i gniew są dla nas całkiem zrozumiałe.-dokończył szatyn.  Jako ,że znam i nie kryję ,że jestem dobra w legimentacji, postanowiłam zajrzeć im do umysłów. By przekonać się czy mówią prawdę. Na pierwszy ogień poszedł Luke, ten na którego wpadłam i dostał Cruciatusem. Byłam w szoku....Ujrzałam co oni planują "te ich przeprosiny" wcale nie były szczere. Ten Luke czy jak mu tam ułożył sobie plan ,że przyciśnie mnie do kolumny i zrobi to co planował wtedy. Oburzona spojrzałam na nich.
-Możecie sobie pomarzyć...niech was dementor cmoknie.-odwróciłam się by odejść . Nagle chwycił mnie za nadgarstek ręki ,w której trzymałam różdżkę. Przycisnął mnie do siebie tak ,że nie mogłam ruszyć rękami.
-Hmm masz naprawdę silną intuicje,że nie dałaś się zmylić.- w jego oczach pojawił się szaleńczy błysk.
-A wy na serio jesteście głupi, jeśli myślicie ,że ujdzie wam to na sucho.-prychnęłam z pogardą. Wskazałam głową w jakiś kąt stacji kolejowej -Tam są pracownicy moich rodziców i wystarczy ,że tylko krzyknę a wy będziecie się zwijać z bólu. Na waszym miejscu bym się zastanowiła, kto tu ma władzę.- 
Roześmiał się.
-Och, naprawdę? Wiesz co ślicznotko, zaryzykuję.- zaczął zbliżać swoją głowę do mojej. Odchyliłam swoją głowę jak najdalej się dało i krzyknęłam
-Pomocy!-
Nie trzeba było długo czekać nim się pojawili ludzie moich rodziców z wystawionymi różdżkami na trójkę napastników.
-Puszczaj panienkę Malfoy.-podniósł głos jeden z tych gości w garniakach. Brunet natychmiast mnie puścił i zakłopotaniem mruknął do tamtych -Jeny, jednak nie blefowała.-
Jeden z pracujących dla mojej rodziny zdjął przyciemniane okulary, przetarł je i ponownie założył pytając donośnym tenorem
-Luke?! Oliver?!
Obaj bruneci przełknęli ślinę i spojrzeli na siebie z niepokojem, potem przenieśli przerażony wzrok na tego gościa.
-T-t-tata?-spytali nagle tak jakby się kurcząc. Zakryłam usta dłonią, by się nie roześmiać oj teraz to czeka ich niezły wpierdol. Bo jako dzieciaki pracownika moich starszych w ogóle nie powinni się do mnie zbliżać. Spojrzałam na nich z jakże często używaną przez mnie pogardą, ostrzegałam idiotów.
-Może wyjaśnicie, czemu złamaliście zakaz? Czy wy wiecie ,że przez waszą głupotę i...(dałabym głowę ,że ledwo dosłyszalnie mruknął obsesje co do ładnych dziewczyn) ja mogę mieć kłopoty!
-Sorry, tato...-mruknęli
-Sorry, tato? Koniec powinniśmy z matką nałożyć na was większą dyscyplinę.  Te wakacje nie jedziecie z nią i Gilbertem do Bułgarii. Koniec spędzacie je ze mną. Będziecie mi pomagać w pracy.-
Nie no serio? Mam ich jeszcze widzieć przez całe wakacje??? Hmm zaraz, zaraz czy on powiedział ,że będą mu pomagać w pracy? Hahaha lepiej być nie mogło. Będę im uprzykrzać życie przez całe lato, bo mam do tego teraz prawo. Mój kufer  dano im by nieśli.
-Uwaga, jest ciężki. A i jak zginie choćby jedna rzecz panienki Malfoy to się z wami policzę.- powiedział ich ojciec i ruszyliśmy do wyjścia z dworca, by móc w końcu usiąść w limuzynie i wrócić do naszego tj. Mojego i Dracona domu -Malfoy Manor.   

niedziela, 20 kwietnia 2014

Mała potyczka

Jak tylko dotarliśmy do lokalu, oddzieliłam się od nich. Zbyt długie przebywanie z gryfami mogło zacząć kiepsko na mnie działać. Trochę potańczyłam do kilku piosenek, aż w końcu usiadłam przy wolnym stoliku. Zamówiłam dyniowy sok-przeciwieństwie do moich przyjaciół (Blaise'a, Pansy) nie tykałam alkoholu. Powoli piłam obserwując grę Fatalnych Jędz, gdy nie wiadomo skąd dosiadło się do mnie dwóch chłopaków...tak na oko o jakiś rok a może dwa lata od mnie starsi.
-Hello, co panienka Malfoy robi tu bez swojej świty?-spytał wyższy od mnie szatyn w barwach krukonów.
-Pewnie ,miała dość tych zgredów i chciała się zabawić.-dodał puchon, o długich brąz włosach. Zgredów? Chyba im się słownictwa pomyliły, gdyby widzieli nasze imprezy w pokoju wspólnym to nigdy by tak żadnego z nas nie określili.
-A może po prostu chciała iść na koncert Fatalnych Jędz?-odparłam im mówiąc o sobie w trzeciej osobie. Uśmiechnęli się, spojrzeli na zawartość mojej szklanki.
-Co? Sok dyniowy...Trzymaj Ognistej...-krukon wlał z trzymanego przez siebie kufla, whisky do mojej szklanki. Skrzywiłam się, teraz to już na pewno nie tknę tego. 
Byłam pewna ,że jest już grubo po północy, koncert zbliżał się ku końcowi. Wstałam od stolika i skierowałam się do drzwi. Jutro...a właściwie za 7 godzin zaczynają się wakacje, na szczęście spakowałam już kufer. Nie zauważyłam ,że ci wstawieni w cholerę chłopaki idą za mną. Skapczyłam się gdy obok mnie przeleciał oszołamiacz chybiając zaledwie o milimetr.
-Noż kur...Jak ty to rzucasz?!- usłyszałam krzyk krukona na puchona. -Patrz niezdaro jak to się robi.-wycelował we mnie. Nim zdążyłam wyjąć różdżkę, jego różdżka i tamtego wyleciała im z rąk. Ktoś użył zaklęcia experlliamus, i to z pewnością nie byłam ja. Rozejrzałam się na około, wypatrując osoby ,która go użyła.
-Batters, Netishen....co to do cholery miało być?-spytał czyjś głos. Na wszelki wypadek wyciągnęłam różdżkę ,kierując ją na tą trójkę.
-Experlliamus!-i różdżka wyleciała mi z ręki. Usłyszałam śmiech tych trzech chłopców.
-Teraz jest bezbronna...kretyni zamiast ją rozbroić, chcieliście ją oszołomić...co to by była za przyjemność?-zaśmiał się gardłowo.
-Teraz to lalunia może co najwyżej na nas sobie nagwizdać.-roześmiał się krukon. Zaczęłam się cofać, a oni zbliżali się coraz bliżej.
-Ani kroku bliżej!!! Mój ojciec się dowie o tym i będziecie mieć piekło...już ja o to zadbam. Wy szlamy.-podniosłam głos. Odparł mi ich chóralny śmiech
-Hahaha..nawet teraz będąc na straconej pozycji nie traci swojego charakterku...mrau jakie to sexowne.-byli coraz bliżej. Teraz dotarła do mnie ich prawdziwa intencja, myślałam ,że chodzi im wyłącznie o to ,że bardzo lubię dopiekać takim jak oni...ale niestety się myliłam.
Odwróciłam się i zaczęłam biec. To nie do wiary, jak osoba czystej krwi potrzebuje pomocy to nikogo nie ma ,a jak jakaś zakichana szlama to ich w cholerę pełno. Biegłam i biegłam...Merlinie czemu ta droga musi być taka kamienista? Uciekłam w jakąś boczną uliczkę. Przywarłam do ściany domu. Odczekałam tak dłuższą chwilę i ruszyłam tyłem. Patrząc na ulicę z której przybiegłam. Nagle na kogoś wpadłam. Podskoczyłam i się odwróciłam. Przełknęłam ślinę. Zaledwie parę centymetrów od mnie stał wysoki brunet w barwach krukonów. Jego twarz wykrzywił okrutny uśmiech, który często gościł na mojej twarzy. Chwycił mnie za szyję. W jego zielonych oczach pojawił się błysk.
-Teraz rozumiem czemu Shadow, każdego chłopaka ,który się do ciebie chciał zbliżyć kieraszował jak mało kto...-nie dokończył ,bo kopnęłam go w krocze. W czego wyniku puścił moją szyję, zauważyłam ,że z jego kieszeni wystaje moja różdżka. Zabrałam ją. Stanęłam nad nim jak się zwija z bólu ,który mu zadałam tak mugolską metodą. Teraz to ja uśmiechnęłam się złowieszczo skierowałam na niego różdżkę i szepnęłam
-Naprawdę myślałeś ,że jak pozbawi się mnie różdżki to jestem bezbronna?- cicho się roześmiałam
-Trochę się przeliczyłeś...czy nikt ci nie powiedział ,że uczniowie domu węża nie tylko mają charakter ale i olbrzymią przebiegłość. Po za tym jak mogłeś myśleć durny mugolaku ,że wy mi zagrażacie? Crucio!-syknęłam. Zaczął się zwijać z bólu. Tego zaklęcia wyuczyła mnie ciocia Bella, ona sama doszła w nim do perfekcji wykończając nim rodziców gamoniowatego gryfona-Longbottoma. On mógł skończyć tak samo...
-Co mugolaku, nadal myślisz ,że jak pozbawisz mnie na chwilę różdżki to nic ci nie zrobię? Jak to powiedziałeś ,że mogę ci najwyżej co nagwizdać? Crucio!-ponownie rzuciłam na niego Cruciatusa. Dostał to na co zasłużysz. Nachyliłam się nad nim i szepnęłam
-Następnym razem zastanowisz się zanim będziesz chciał napaść na dziewczynę...nie radzę ci mówić dyrekcji o tej małej nauczce...a jak spotkasz swoich przyjaciół przekaż im ,że jak jeszcze raz spróbujecie mi coś zrobić, to ostrzegam ,że dla was skończy się to dużo gorzej...o wiele gorzej niż teraz dla ciebie.- wstałam i na odchodne jeszcze raz rzuciłam Cruciatusa. Tak kończą ci co nie doceniają domu węża. 

Obserwatorzy

Follow us on Facebook