poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Nareszcie powrót do Malfoy Manor

Nadszedł w końcu koniec roku. Wszyscy na stołówce byli podekscytowani, każdy wymieniał jakie ma plany na wakacje. Dla nie których to był ostatni rok, więc żegnali się z swoimi młodszymi kolegami i koleżankami. Każdy był w dobrym humorze. Po śniadaniu mieliśmy wrócić do domów.
Po jakże co rocznym przynudzaniu stary Dumbledore w końcu raczył podać kto wygrał puchar domów.
-A puchar domów z największą liczbą punktów zdobywa SLYTHERIN!!!- Z radości zaczęliśmy śpiewać  jedną z zwrotek piosenki, którą uważaliśmy za swój hymn. 
"Jesteśmy ślizgonami"
Widzisz nas rozwalających innych, by odnieść sukces 
Widzisz nas jako czarodziei, którzy pragną więcej niż potrzebują 
Co z tego że jesteśmy chytrzy? 
Co z tego że jesteśmy ambitni? 
Mamy w sobie płomień 
Mamy ślizgońską dumę 
Mamy ślizgońską dumę 
Jeżeli zwyciężcy, to tylko i wyłącznie my  
Jeżeli nie możesz nas dogonić, zostawimy cię rozpadającego się w pył " 

Z zasłużoną wyższością spojrzeliśmy po innych stolikach. Ku naszemu zdumieniu od stołu gryfonów dało się słyszeć
"Co z tego ,że oszukiwaliśmy?
Co z tego,że kłamaliśmy?
Mamy ślizgońską dumę...." okropnie fałszowali. Już się podnosiłam z miejsca by zamknąć im usta dobrą ripostą, gdy dyrektor, po raz pierwszy spojrzał gniewnie na gryfonów.
-To nie było zbyt szlachetne...kto jak kto ale dom lwa powinien mieć te cechę...-oznajmił.
Z ironicznym uśmiechem mruknęłam tak by gryfoni mnie dosłyszeli
-Co się dziwić jak tam w większości są same szlamy?
Nasz stół wybuch donośnym śmiechem. Dumbledore posłał nam ostrzegawcze spojrzenie i życzył nam dobrego śniadania oraz miłej podróży do domów.
Nie mogłam się powstrzymać od sarkazmu ,gdy zauważyłam zbliżające się do naszego stolika tzw "Golden Trio" Ble...od samego paczenia na nich było mi nie dobrze...przeniosłam wzrok na mojego bliźniaka. Mój wzrok przykuło coś na jego szyi ledwo widoczne z nad kołnierza. Zwęziłam oczy by się temu przyjrzeć....Merliuie, Salazarze Slytherinie....to była malinka...najprawdopodobniej zrobiona przez bliznowatego...potrójne blee. Blee .blee i jeszcze raz blee. 
-Ocho obrońcy uciśnionych idą...zrobić im przejście.-
Rudzielec prychnął na mnie gdy przechodzili obok.
-Ble, Weasley weź może nie rozsiewaj swojego ygr...co będzie jak się zarażę?-Blaise, który siedział obok mnie ryknął śmiechem.
-Co masz na myśli mówiąc ygr, wiesz Ron nie mówi po trolowskiemu.-odparła mu Granger.
-To nie było po trolowskiemu panno przemądrzała, to był kaszel. I chodziło mi o jego baaardzo niski status.
-To ci nie grozi,by być jak Ron musiałbyś mieć serce. A jak wiadomo ty i oni..-wskazała na większość ślizgonów -go nie mają.-
-Stul twarz szlamo, i znikaj stąd!-wtrąciła się Pansy.
Po śniadaniu udaliśmy się do powozów,które miały nas zawieźć  do stacji Hogsmeade. Cóż podróży nie będę opisywać bo była nudna, a ja zmęczona więc ją przespałam. 

Gdy mieliśmy wysiadać obudził mnie Draco, kufer zostanie wyniesiony przez pracowników naszych rodziców. Przeciśnięcie się do wyjścia było dość trudne, gdy wszyscy inni mają ten sam cel. Gdy w końcu udało nam się wydostać, ktoś pociągnął w mnie opary będące parę metrów od expresu Hogwart. Natychmiast wyciągnęłam różdżkę. Zastanawiałam się co za diabeł odciągnął mnie od mojego brata. Opary w końcu opadły, a ja ujrzałam w pełnej krasie trójkę chłopaków, ubranych zgodnie z najnowszymi trendami w świecie mugoli. Przyjrzałam im się dokładnie. Nie należeli do najbrzydszych, dwaj bruneci jeden o zielonych, drugi szarych oczach i jeden szatyn z brązowymi oczami wszyscy w długich włosach. Nie powiem nie którzy chłopcy w długich włosach mi się podobali....
-Rozalie-odezwał się szarooki. Wtedy skojarzyłam fakty i tym bardziej nie opuszczałam różdżki. To byli oni ci co zaledwie paręnaście godzin temu na mnie napadli. Uniosłam brew i przybrałam postawę mówiącą "Czego, szlamy?''
-My to znaczy wiemy ,że ty pewnie nie wiesz nawet jak mamy na imię...-podrapał się w tył głowy szarooki.
-Ja jestem Luke, a to Oliver i Rick...i my chcieliśmy cię przeprosić.-dodał drugi brunet, ten który miał okazje posmakować mojego cruciatusa.
-Za dużo wypiliśmy tej cholernej whisky...a ty jesteś osóbką która zawsze nas intrygowała i po pijaku...jprdl jaki wstyd teraz o tym mówić i patrząc w te jej niebieskie oczy.-te ostatnie słowa brunet o imieniu Oliver szepnął do swoich przyjaciół spuszczając głowę. Ja stałam wysłuchując ich przeprosin, obserwowałam ich postawę mama zawsze powtarzała ,że mowa ciała dużo mówi.
-Na Merlina, odbiło nam przez tą zasraną whisky, owszem interesujesz nas w ten sposób-Brunet ,który przedstawił się jako Luke uśmiechnął się mówiąc fragment o podobaniu się. -.. ale na trzeźwiaka żaden z nas by się nie posunął do próby molestowania cię. -dokończył.
-I twoja obrona i gniew są dla nas całkiem zrozumiałe.-dokończył szatyn.  Jako ,że znam i nie kryję ,że jestem dobra w legimentacji, postanowiłam zajrzeć im do umysłów. By przekonać się czy mówią prawdę. Na pierwszy ogień poszedł Luke, ten na którego wpadłam i dostał Cruciatusem. Byłam w szoku....Ujrzałam co oni planują "te ich przeprosiny" wcale nie były szczere. Ten Luke czy jak mu tam ułożył sobie plan ,że przyciśnie mnie do kolumny i zrobi to co planował wtedy. Oburzona spojrzałam na nich.
-Możecie sobie pomarzyć...niech was dementor cmoknie.-odwróciłam się by odejść . Nagle chwycił mnie za nadgarstek ręki ,w której trzymałam różdżkę. Przycisnął mnie do siebie tak ,że nie mogłam ruszyć rękami.
-Hmm masz naprawdę silną intuicje,że nie dałaś się zmylić.- w jego oczach pojawił się szaleńczy błysk.
-A wy na serio jesteście głupi, jeśli myślicie ,że ujdzie wam to na sucho.-prychnęłam z pogardą. Wskazałam głową w jakiś kąt stacji kolejowej -Tam są pracownicy moich rodziców i wystarczy ,że tylko krzyknę a wy będziecie się zwijać z bólu. Na waszym miejscu bym się zastanowiła, kto tu ma władzę.- 
Roześmiał się.
-Och, naprawdę? Wiesz co ślicznotko, zaryzykuję.- zaczął zbliżać swoją głowę do mojej. Odchyliłam swoją głowę jak najdalej się dało i krzyknęłam
-Pomocy!-
Nie trzeba było długo czekać nim się pojawili ludzie moich rodziców z wystawionymi różdżkami na trójkę napastników.
-Puszczaj panienkę Malfoy.-podniósł głos jeden z tych gości w garniakach. Brunet natychmiast mnie puścił i zakłopotaniem mruknął do tamtych -Jeny, jednak nie blefowała.-
Jeden z pracujących dla mojej rodziny zdjął przyciemniane okulary, przetarł je i ponownie założył pytając donośnym tenorem
-Luke?! Oliver?!
Obaj bruneci przełknęli ślinę i spojrzeli na siebie z niepokojem, potem przenieśli przerażony wzrok na tego gościa.
-T-t-tata?-spytali nagle tak jakby się kurcząc. Zakryłam usta dłonią, by się nie roześmiać oj teraz to czeka ich niezły wpierdol. Bo jako dzieciaki pracownika moich starszych w ogóle nie powinni się do mnie zbliżać. Spojrzałam na nich z jakże często używaną przez mnie pogardą, ostrzegałam idiotów.
-Może wyjaśnicie, czemu złamaliście zakaz? Czy wy wiecie ,że przez waszą głupotę i...(dałabym głowę ,że ledwo dosłyszalnie mruknął obsesje co do ładnych dziewczyn) ja mogę mieć kłopoty!
-Sorry, tato...-mruknęli
-Sorry, tato? Koniec powinniśmy z matką nałożyć na was większą dyscyplinę.  Te wakacje nie jedziecie z nią i Gilbertem do Bułgarii. Koniec spędzacie je ze mną. Będziecie mi pomagać w pracy.-
Nie no serio? Mam ich jeszcze widzieć przez całe wakacje??? Hmm zaraz, zaraz czy on powiedział ,że będą mu pomagać w pracy? Hahaha lepiej być nie mogło. Będę im uprzykrzać życie przez całe lato, bo mam do tego teraz prawo. Mój kufer  dano im by nieśli.
-Uwaga, jest ciężki. A i jak zginie choćby jedna rzecz panienki Malfoy to się z wami policzę.- powiedział ich ojciec i ruszyliśmy do wyjścia z dworca, by móc w końcu usiąść w limuzynie i wrócić do naszego tj. Mojego i Dracona domu -Malfoy Manor.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Follow us on Facebook