czwartek, 17 kwietnia 2014

Chwilowa rozpacz

Długo nic w tobie nie notowałam mój pamiętniku, więc pora to nadrobić...zacznę od tego ,że odkąd odkryłam sekret mojego bliźniaka, zaczęłam mu się uważniej przyglądać i dokładnie analizować jego słowa...Na Merlina przez niego nabawię się schizy...nadal choć minął miesiąc od mojego odkrycia nie mogę w to pełni uwierzyć. Aż do dziś miałam nadzieję ,że to jakiś chory żart Dracona. 
Ale niestety tym razem się pomyliłam, a doszłam to tego wniosku gdy:
Dziś rano siedziałam w pokoju wspólnym rozmawiając z Blaisem, na temat koncertu Fatalnych Jędz, który miał być jutro w Dziurawym Kotle. Miałam wrażenie ,że już od samego rana Blaise szukał towarzystwa do Ognistej Whisky niestety źle dobrał osobę...ja nie miałam i nie mam w zwyczaju się upijać.  Lubiłam go ale on i Teodor wkurzali mnie tym swoim upodobaniem do alkoholu.
-Szkoda,że nie mamy biletów na FJ...
-Fakt, ale jeszcze nie raz ich będę miała okazje posłuchać.-odparłam wstając z fotela gdy Zabini chciał mi wcisnąć do ręki Whisky, spojrzałam na niego z politowaniem i wyszłam z pokoju wspólnego. Potrzebowałam zażyć świeżego powietrza. Szłam niespiesznie po błoniach, pierwszy raz od wielu miesięcy naprawdę mogłam być sama...Usiadłam pod wielkim rozłożystym drzewem i co mnie zaskoczyło ukryłam twarz w rękach. Powróciły do mnie wspomnienia czasu spędzonego z Drake'm, matko wspomnienia powróciły niszcząc serce me...Wybuchłam płaczem, który był skulumowanym wynikiem 2 miesięcy ukrywanej bardzo dobrze tęsknoty za chłopakiem ,którego szczerze pokochałam, bezradności w sprawie brata i w pewnym stopniu wkurzenia na otaczające mnie osoby, które bez przerwy podkreślały ,że Drake już nie wróci i ,że powinnam znaleźć sobie nowego chłopaka...problem w tym ,że ja nie chcę. Według nich 2 miesiące powinny mi wystarczyć by zapomnieć Drake'a. Koniec daję sobie święty spokój z chłopakami. Otarłam łzy miałam szczerą nadzieję ,że nikt nie widział mojego chwilowego roztrojenia emocjalnego. Chwyciłam swoją różdżkę i zaczęłam zabawiać się kosztem grupki puchonów stojącej kilka metrów przed mną. Jednego pierwszoroczniaka uniosłam lekko nad ziemię. Mało nie pękłam ze śmiechu jak ten brunecik zaczął piszczeć a jego towarzysze próbowali go ściągnąć na ziemię. Podniosłam go jeszcze trochę w górę i upuściłam go na ziemię. Gdyby nie był szlamą to nie byłoby aż tak śmieszne. Po dobrych paru minutach gnębienia ich i bycia przez nich całkowicie nie zauważoną ( ja nie mogę oni to jednak są tępi) dałam sobie spokój. Zabrałam się za kolejny gówniany referat dla tej tej starej wiedźmy Mc Gonnagall. Na świeżym powietrzu lepiej mi się myśli...Miałam dopiero z 5 linijek gdy usłyszałam obok siebie
-Hej Blondi czo robisz?
Nawet nie podniosłam wzroku bo i po co to tylko gryfon.
-To już nie twój interes, a jeżeli szukasz Cho to pomyliłeś kierunki.
-Miła jak zawsze...Rozalie a tak na poważnie masz może mapę?
-Po co ci mapa?
-Bo zgubiłem się w twoich oczach.
-Jakież to orginalne...słyszałam to z milion razy.
-Tak?
-Tak.-odparłam wstając z ziemi i ruszyłam ku zamkowi.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Follow us on Facebook