niedziela, 27 kwietnia 2014

Lord Voldemort -Pan ciemności.

Ledwo wyszłam z łazienki, a już zostałam poinformowana przez służbę,że wszyscy mają zjawić w jadalni, posłusznie więc zeszłam na dół. Zajęłam sobie miejsce obok rodziców. Wszystkie miejsca przy stole były zajęte, oprócz jednego u samego szczytu. Rozejrzałam się po innych przebywających w jadalni. Na twarzach większości kryła się nie pewność z małą odrobiną strachu. Draco siedział po lewej stronie ojca ,a ja po prawej stronie matki. Wszyscy wyglądali jakby siedzieli na szpilkach. Cóż musieli słyszeć wczorajsze informacje z radia. Nagle drzwi do jadalni otworzyły się z hukiem nikt, oprócz mnie nie odważył się podnieść wzroku na przybysza. Był to mężczyzna szczupły, o ziemistej cerze, pozbawiony nosa oraz włosów, jego oczy jarzyły się czerwienią. Na jego barkach zwisał wijący się wąż. Nie było wątpliwości. Tak to był on. Czarny Pan naprawdę powrócił. Nie mogłam powstrzymać ciekawości i nie spuszczałam wzroku jak pozostali gdy kroczył do wolnego miejsca. To on największy czarnoksiężnik ,który zgłębił do sedna czarną magię. Usiadł u szczytu stołu. Otwarł cienką szparę, która była jego ustami i nienaturalnie wysokim głosem jak na mężczyznę powiedział
-Może mi to ,ktoś wytłumaczyć?!-
-Panie...-zaczęła ciocia Bellatrix.
-Milcz!!!- podniósł głos, a jego wąż zaczął pełzać po stole -Shadowowie...jakim prawem ujawnili się przed wcześnie?!-  syczał tonem od którego przeszedł mnie dreszcz. -Dla takich jak oni słabych nie ma miejsca w moich szeregach. Słabeusze, dali się złapać i jeszcze się przyznali. Pożałują tej zdrady.- Spojrzał po wszystkich. Tylko ja miałam uniesioną głowę.
-Co jest? Czyżby nikt oprócz jednej osoby, która nawet jeszcze nie jest śmierciożercą nie miał odwagi spojrzeć na mnie?- jego wąż nagle zatrzymał się przed mną..
-Panie...-ktoś wyjąknął 
-Panie. Co Panie?-przedrzeźniał go Voldemort.  Wąż zasyczał do mnie parę razy. Zdziwiona odkryłam ,że rozumiem co ona do mnie mówi.
"Głodna jestem"
"Jak chcesz to możesz zjeść dwie szlamy ze służby."odparłam nie świadoma ,że mówię w języku węży.
"Dziękuję, za pozwolenie"
"Nie dziękuj, nie masz za co" odparłam. Nagini popełzała do Lorda oplotła mu się naokoło ramienia.
-Co mówisz Nagini? Że jest tu osoba, która również ma tak rzadki a jakże szacowny dar porozumiewania się z wężami?-pogłaskał węża. Po czym wstał i powiedział -Podejdź tu dziecko.- patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem. Przełknęłam ślinę, tak może trochę się go boję, ale wiem ,że nigdy nie należy okazywać strachu. Przełknęłam ślinę i podeszłam. Zrzucił kogoś z krzesła ,które ktoś zajmował obok niego i dodał -Proszę, usiądź.- posłusznie usiadłam, on również zajął miejsce.
-Hmm wyczuwam w tobie olbrzymią moc, pragnienie władzy, czysta krew pomoże ci to osiągnąć, ooo młoda jesteś a już potrafisz skutecznie rzucać klątwy Cruciatus i Imperius...masz potencjał, takich osób potrzebuję w moich szeregach. Powiedz moja droga co ty na to bym osobiście cię nauczył wszystkiego co umiem.- Mój dotychczasowy niepokój znikł pojawiło się zdumienie i radość. On największy czarodziej na świecie chce mnie nauczyć wszystkiego co sam umie. Ja nie mogę co za zaszczyt.
-To będzie dla mnie zaszczyt, panie.- odpowiedziałam. Przyrzekam ,że  jakże  ponury dotąd Lord lekko się rozchmurzył.
-Widzę też ,że dzielisz też ze mną zdolność legilemencji....- Skąd on do cholery to wszystko o mnie wiedział.
-Cóż tylko pozazdrościć  wam Lucjuszu i Narcyzo takiego zdolnego potomstwa.- rodzice lekko się uśmiechnęli. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Follow us on Facebook