niedziela, 20 kwietnia 2014

Mała potyczka

Jak tylko dotarliśmy do lokalu, oddzieliłam się od nich. Zbyt długie przebywanie z gryfami mogło zacząć kiepsko na mnie działać. Trochę potańczyłam do kilku piosenek, aż w końcu usiadłam przy wolnym stoliku. Zamówiłam dyniowy sok-przeciwieństwie do moich przyjaciół (Blaise'a, Pansy) nie tykałam alkoholu. Powoli piłam obserwując grę Fatalnych Jędz, gdy nie wiadomo skąd dosiadło się do mnie dwóch chłopaków...tak na oko o jakiś rok a może dwa lata od mnie starsi.
-Hello, co panienka Malfoy robi tu bez swojej świty?-spytał wyższy od mnie szatyn w barwach krukonów.
-Pewnie ,miała dość tych zgredów i chciała się zabawić.-dodał puchon, o długich brąz włosach. Zgredów? Chyba im się słownictwa pomyliły, gdyby widzieli nasze imprezy w pokoju wspólnym to nigdy by tak żadnego z nas nie określili.
-A może po prostu chciała iść na koncert Fatalnych Jędz?-odparłam im mówiąc o sobie w trzeciej osobie. Uśmiechnęli się, spojrzeli na zawartość mojej szklanki.
-Co? Sok dyniowy...Trzymaj Ognistej...-krukon wlał z trzymanego przez siebie kufla, whisky do mojej szklanki. Skrzywiłam się, teraz to już na pewno nie tknę tego. 
Byłam pewna ,że jest już grubo po północy, koncert zbliżał się ku końcowi. Wstałam od stolika i skierowałam się do drzwi. Jutro...a właściwie za 7 godzin zaczynają się wakacje, na szczęście spakowałam już kufer. Nie zauważyłam ,że ci wstawieni w cholerę chłopaki idą za mną. Skapczyłam się gdy obok mnie przeleciał oszołamiacz chybiając zaledwie o milimetr.
-Noż kur...Jak ty to rzucasz?!- usłyszałam krzyk krukona na puchona. -Patrz niezdaro jak to się robi.-wycelował we mnie. Nim zdążyłam wyjąć różdżkę, jego różdżka i tamtego wyleciała im z rąk. Ktoś użył zaklęcia experlliamus, i to z pewnością nie byłam ja. Rozejrzałam się na około, wypatrując osoby ,która go użyła.
-Batters, Netishen....co to do cholery miało być?-spytał czyjś głos. Na wszelki wypadek wyciągnęłam różdżkę ,kierując ją na tą trójkę.
-Experlliamus!-i różdżka wyleciała mi z ręki. Usłyszałam śmiech tych trzech chłopców.
-Teraz jest bezbronna...kretyni zamiast ją rozbroić, chcieliście ją oszołomić...co to by była za przyjemność?-zaśmiał się gardłowo.
-Teraz to lalunia może co najwyżej na nas sobie nagwizdać.-roześmiał się krukon. Zaczęłam się cofać, a oni zbliżali się coraz bliżej.
-Ani kroku bliżej!!! Mój ojciec się dowie o tym i będziecie mieć piekło...już ja o to zadbam. Wy szlamy.-podniosłam głos. Odparł mi ich chóralny śmiech
-Hahaha..nawet teraz będąc na straconej pozycji nie traci swojego charakterku...mrau jakie to sexowne.-byli coraz bliżej. Teraz dotarła do mnie ich prawdziwa intencja, myślałam ,że chodzi im wyłącznie o to ,że bardzo lubię dopiekać takim jak oni...ale niestety się myliłam.
Odwróciłam się i zaczęłam biec. To nie do wiary, jak osoba czystej krwi potrzebuje pomocy to nikogo nie ma ,a jak jakaś zakichana szlama to ich w cholerę pełno. Biegłam i biegłam...Merlinie czemu ta droga musi być taka kamienista? Uciekłam w jakąś boczną uliczkę. Przywarłam do ściany domu. Odczekałam tak dłuższą chwilę i ruszyłam tyłem. Patrząc na ulicę z której przybiegłam. Nagle na kogoś wpadłam. Podskoczyłam i się odwróciłam. Przełknęłam ślinę. Zaledwie parę centymetrów od mnie stał wysoki brunet w barwach krukonów. Jego twarz wykrzywił okrutny uśmiech, który często gościł na mojej twarzy. Chwycił mnie za szyję. W jego zielonych oczach pojawił się błysk.
-Teraz rozumiem czemu Shadow, każdego chłopaka ,który się do ciebie chciał zbliżyć kieraszował jak mało kto...-nie dokończył ,bo kopnęłam go w krocze. W czego wyniku puścił moją szyję, zauważyłam ,że z jego kieszeni wystaje moja różdżka. Zabrałam ją. Stanęłam nad nim jak się zwija z bólu ,który mu zadałam tak mugolską metodą. Teraz to ja uśmiechnęłam się złowieszczo skierowałam na niego różdżkę i szepnęłam
-Naprawdę myślałeś ,że jak pozbawi się mnie różdżki to jestem bezbronna?- cicho się roześmiałam
-Trochę się przeliczyłeś...czy nikt ci nie powiedział ,że uczniowie domu węża nie tylko mają charakter ale i olbrzymią przebiegłość. Po za tym jak mogłeś myśleć durny mugolaku ,że wy mi zagrażacie? Crucio!-syknęłam. Zaczął się zwijać z bólu. Tego zaklęcia wyuczyła mnie ciocia Bella, ona sama doszła w nim do perfekcji wykończając nim rodziców gamoniowatego gryfona-Longbottoma. On mógł skończyć tak samo...
-Co mugolaku, nadal myślisz ,że jak pozbawisz mnie na chwilę różdżki to nic ci nie zrobię? Jak to powiedziałeś ,że mogę ci najwyżej co nagwizdać? Crucio!-ponownie rzuciłam na niego Cruciatusa. Dostał to na co zasłużysz. Nachyliłam się nad nim i szepnęłam
-Następnym razem zastanowisz się zanim będziesz chciał napaść na dziewczynę...nie radzę ci mówić dyrekcji o tej małej nauczce...a jak spotkasz swoich przyjaciół przekaż im ,że jak jeszcze raz spróbujecie mi coś zrobić, to ostrzegam ,że dla was skończy się to dużo gorzej...o wiele gorzej niż teraz dla ciebie.- wstałam i na odchodne jeszcze raz rzuciłam Cruciatusa. Tak kończą ci co nie doceniają domu węża. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Follow us on Facebook